sobota, 26 marca 2016

,,Znajdę sposób, aby wkurzać cię jeszcze kilka, a może kilkanaście lat …"

Kolejnym opowiadaniem jest opowiadanie Oli M. ,,Znajdę sposób, aby wkurzać cię jeszcze kilka, a może kilkanaście lat …". Serdecznie zapraszamy do czytania o raz pozostawienia później swoich wrażeń po przeczytaniu!

~~~

Był chłodny, jesienny dzień. Dochodziła godzina ósma wieczorem, a ja wybiegłam z domu.
Otuliłam się szczelniej płaszczem i popatrzyłam na podwórze. Wszystko było zupełnie zwyczajne. Ten sam domek na drzewie, ten sam samochód na podjeździe, ta sama jabłoń, rosnąca odkąd tylko pamiętam.
Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie zauważyłam. Nikogo prócz starszej pani, kryjącej się za firanką. Przywykłam już, że podglądanie sąsiadów, stanowi trzy czwarte jej życia. Uśmiechnęłam się sztucznie i kiwnęłam głową, mówiąc bezgłośnie „Dzień dobry”. W odpowiedzi wycofała się z okna. Parsknęłam śmiechem. Zapewne myślała, że jej nie widzę.
Ruszyłam szybkim krokiem w kierunku skrzyżowania ulic Mickiewicza i Polnej. Szłam, nucąc pod nosem melodię mojej ulubionej piosenki. Co chwila mówiłam komuś Dzień dobry lub Cześć. Mieszkałam w małym mieście, gdzie każdy, znał każdego.
Nie lubiłam tego miejsca. Dlaczego? Otóż było to najnudniejsza miasto świata, w którym jedyną atrakcją były koncerty lokalnego zespołu, który talentem nie grzeszył. Powiem inaczej: Był święty.
Doszłam na miejsce w ciągu kilku minut. Zobaczyłam Adam i jego najlepszego kumpla, Tomka, stojących przed budynkiem, gdzie miał się odbyć koncert. Pomachałam do nich ręką, a oni odpowieli tym samym.
-Julka! – krzyknął. – Jesteś wreszcie! Jak można dostać sms-a o siedemnastej, a przyjść o dwudziestej?!
Pokręciłam głową.
- Widocznie można… - odparłam, a po chwili dodałam – ja tam nie idę.
Chłopcy zmierzyli mnie wzrokiem. Tomek zmarszczył brwi z niezadowolenia.
- Dlaczego? – spytał, próbując przekrzyczeć tłum, zbierający się pod lokalem.
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. Po prostu nie miałam ochoty, stać przez dwie godziny w natłoku spoconych ludzi, tylko i wyłącznie po to, aby posłuchać jakichś wrzasków, ale było jeszcze coś. I te coś uprzykrzało mi życie, od momentu, gdy się o nim dowiedziałam.
- Źle się czuję – skłamałam, odwracając wzrok.
- Julka, o co chodzi? Od kilku dni chodzisz struta? Co się dzieje? – w głosie Adama pobrzmiewała troska, zmieszana z obawą.
Pomachałam przecząco głową.
- To nie czas i miejsce…
- Stary…– zwrócił się do przyjaciela– zostaw nas samych. Na kilka minut, zaraz dołączymy.
Blondyn odszedł, pozostawiając mnie z jedyną osobą w moim życiu, której mogłam bezgranicznie zaufać.
- No mów…
- To nie jest takie proste… - stwierdziłam cicho, idąc w stronę przystanku autobusowego, znajdującego się nieopodal.
Szatyn podążył  moim śladem. Usiedliśmy na ławce, z dala od zgiełku.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, co cię trapi?
Uśmiechnęłam się blado i spojrzałam na narzeczonego.
- Jesteś kochany…
- Od czego ma się chłopaka?! – zapytał, obejmując mnie ramieniem. – To powiesz w końcu co cię trapi?
Zacisnęłam powieki i westchnęłam.
- Nie mogę.
Popatrzył na mnie z wyrzutem. Podniósł się i powiedział:
- Nie wiedziałem, że mamy przed sobą tajemnice.
- Bo nie mamy – broniłam się – jesteś dla mnie najważniejszy. Kocham cię, ale…
- „Ale” co? Jesteśmy ze sobą od trzech lat, a ty nadal się w pełni przede mną nie otworzyłaś… Mam dość ciągłego domyślania się, co czujesz, kiedy masz dobry humor, a kiedy jesteś wściekła… Nie chcę żyć w takim związku, rozumiesz?!
Jego wybuch mnie zaskoczył. Zawsze był spokojny i opanowany. Poczułam ukłucie żalu. Teraz, kiedy najbardziej go potrzebuję, on mówi mi coś takiego.
Wiem, że nie jestem bez winy. Nie wiem czy to miłość. Jeśli nie, to mam pewność, że jestem o krok, od pokochania go całym sercem.
- Julka to koniec naszej historii – powiedział, cedząc każde słowo.
 Patrzyłam na niego przerażona. Podniosłam się z ławki. Adam zaczął iść przed siebie. Przeszedł przez pasy, pozostawiając mnie samą. Pobiegłam w jego kierunku. Nie rozejrzałam się przed przejściem przez ulicę.
- Adam! – krzyknęłam. Nie odwrócił się, choć jestem pewna, że usłyszał. – Jestem chora! Mam raka!
W tym samym momencie poczułam, okropny ból i zobaczyłam wyraz jego twarzy. Wyleciałam na kilka metrów w powietrze, uderzając ciałem o maskę samochodu, który mnie potrącił. Po chwili opadłam bezwładnie na ziemię. Czułam się, jakbym roztrzaskała się na kawałki. Głowa pulsowała bólem, nic do mnie nie docierało. Słyszałam tylko czyjeś głosy:
-Wezwijcie karetkę!
   Poczułam, że ktoś ściska moją dłoń. Adam klęczał tuż obok mnie.
- Odszedłeś.
 -Ale wróciłem…
   Każde słowo sprawiało, że coraz bardziej słabłam.
- Nie chcę litości. Odejdź… Wkurzasz mnie.
   Nie wiem, dlaczego to powiedziałam.
 - Nie martw się… Znajdę sposób, by wkurzać cię jeszcze kilka, a może kilkanaście lat – stwierdził.

Zamknęłam oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz