Kolejnym opowiadaniem, jakie publikujemy jest opowiadanie Żanety Rzyskiej. Serdecznie zapraszamy do czytania o raz pozostawienia później swoich wrażeń po przeczytaniu!
~ ~ ~
Zmrużyła delikatnie
oczy, zaślepiona przez letnie słońce. Trzymając w dłoni kwiaty akacji o pudrowo
- różowej barwie, przysiadła na skraju lasu pod rozłożystą brzozą, dającą
zbawienny cień. Kwiecie odłożyła na soczyście zieloną trawę, usianą białymi
polnymi stokrotkami, by wyjąć ze skórzanej torby aparat fotograficzny oraz
zeszyt zapełniony zasuszonymi kwiatami, przy których widniały odręczne notatki.
Otworzyła go mniej więcej pośrodku, by ujrzeć dwa amarantowe goździki,
znajdował się przy nich napis „jak długo będę w stanie czekać?”. Potrafiła
zbudować w sobie niewiarygodną cierpliwość, karmiąc ją jedynie słowami i
kawałkami związanych z nim wspomnień.
Przymknęła swe
powieki, by móc przywołać oczami wyobraźni jego wizerunek. Zobaczyła twarz,
którą tak bardzo kochała okalaną przez ciemno miodowe włosy, zwichrzone przez
wiatr. Delikatne zmarszczki wokół jego szmaragdowych oczu były dowodem na to -
jak często się uśmiechał.
-Wierzysz
w przeznaczenie? – Zadał to pytanie, po tym jak wręczył jej bukiecik pamiętnych
goździków. Stał naprzeciw niej tak, że mógł zajrzeć w jej szafirowe oczy. Ona
siedziała na chłodnym betonowym murku, próbując uspokoić kołatające serce. W
odpowiedzi jedynie kiwnęła twierdząco głową. – W takim razie poczekaj na mnie, aż
do czasu, gdy nasze drogi znów się skrzyżują. –Delikatnie musnął ustami jej
policzka, przypominało to dotknięcie motyla.
-Nie
chciałabym wręczać szans na moje szczęście jedynie ślepemu losowi. – Odezwała
się po chwili milczenia, próbując dotknąć jego dłoni, którą on subtelnie
odsunął. Przed poznaniem go nie należała do osób nad wyraz wrażliwych lub
romantycznych, raczej uważana była za realistkę mocno stąpającą po ziemi. – Jeżeli
zrobisz w mym kierunku, choć jeden krok, wiedz, że ja zrobię ich w twoim
kierunku – tysiąc.
Nie
poznawała siebie w tych sentymentalnych frazach, uległa niewątpliwej zmianie w
tej samej chwili, gdy oddała swe serce mężczyźnie. Dawna, pragnąca racjonalnych
wytłumaczeń i logicznych rozwiązań Elżbieta zniknęła bez śladu, a na jej
miejscu pojawiła się irracjonalnie zakochana, wrażliwa i romantyczna
dziewczyna, którą z łatwością można byłoby zranić.
-Zrobiłbym
w twym kierunku miliardy kroków, jeżeli oznaczałoby to zostanie u twego boku,
jednak doskonale wiesz, że to jest niemożliwe. – Przemówił swoim głębokim
głosem, w którym pobrzmiewał łagodny francuski akcent. Spojrzał na nią z tym
przejmującym smutkiem, potrafiącym poruszyć najczulsze struny w jej duszy.
-Pragnę
jedynego. –Wyszeptała, powstrzymując napływające do jej oczu łzy. –Nie chcę
dłużej udawać. Nie potrafię…, - Zatrzymała się by nabrać świeżego powietrza i
kontynuować dalej. –Ta farsa trwa zbyt długo. Nikt mnie już nie zna. Nikt nie
dostrzega tego, co czuję. Nawet czasem ja gubię się i nie wiem, kim jestem, gdy
nie ma cię u mego boku. A teraz, kiedy ty odejdziesz zostanę z niczym.
–Próbowała ugryźć się w język, by nie powiedzieć znów za dużo. Monolog
wypowiadany przez nią nie mógł niczego naprawić wprost przeciwnie, zadawał
jedynie dodatkowe cierpienie samej mówczyni a także słuchaczowi.
Nie
wypowiedział ani jednego słowa. W odpowiedzi lewą dłoń zacisnął w pięść, by
pohamować wybuch uczuć, a prawą ręką odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki
włosów. Zebrał w sobie całą siłę, by odwrócić się od niej plecami i odejść jak
najdalej.
Elżbieta
pozostała sama z bukietem drobnych kwiatów, zbliżyła je do siebie, by poczuć
ich delikatną woń, która wciąż dawała nadzieje jej sercu.
Minął cały rok, a on
nie pofatygował się by wysłać do niej, choćby krótką wiadomość. Zaraz przed świętami Bożego
Narodzenia, sprawdzała niecierpliwymi palcami przychodzące listy, mając
cichutką nadzieję na pocztówkę z życzeniami. Jakże wielki zawód poczuła, gdy
nie odnalazła upragnionego imienia wśród korespondencji. Mogła szukać winnych,
lecz wtedy okłamywałaby sama siebie. Prawda dla niej była okrutna, ale nie była
w stanie jej ukryć, on nie szukał z nią kontaktu. Czyżby wciąż liczył na przeznaczenie,
które miało połączyć ich drogi, by mogli cieszyć się miłością.
Teraz mogła śmiać się
ze swoich naiwnych myśli, wiedząc jak były absurdalne. Po otworzeniu oczu jego
obraz rozmazał się jakby był fatamorganą. Spojrzała na aparat schowany w
czarnym pokrowcu, dostała go na osiemnaste urodziny od ukochanego dziadka, a w nim
znajdowały się wszystkie jego zdjęcia. Serce nie pozwalało ich usunąć, rozum
nie pozwalał ich oglądać.
Przekartkowała zeszyt,
by znaleźć niewielkie błękitne płatki przechodzące do środka w słoneczną żółć
wdzięcznego bratka a tuż obok niego napis „zostańmy przyjaciółmi”. Czytając te
słowa, nie mogła się powstrzymać przed prychnięciem pełnym wzgardy. Jak mogłaby
zareagować inaczej na taką myśl?
Weszła
powoli do salonu pani Wałaszkowskiej wraz ze swoją rodziną, rozejrzała się
dookoła po gościach zaproszonych na bankiet charytatywny. Podenerwowana
wygładziła sukienkę, szafir sukienki podkreślał barwę jej oczu, a srebrne
akcenty nadawały jej blasku. Wszystko to, by wyglądać idealnie dla niego, ale
jego nie było. Miała ochotę roześmiać się histerycznie, gdy została pośrodku
pomieszczenia zupełnie sama, lecz powstrzymała się. Odwróciła się na pięcie w
stronę wejścia, wzięła od kelnera kryształowy kieliszek napełniony importowaną
z zagranicy wodą.
Wtedy
ujrzała go pierwszy raz od tego niewątpliwie najdłuższego roku w jej życiu.
Serce Elżbiety przesunęło się do gardła a kolana zaczęły przypominać dwa słupki
waty. Chciała do niego podbiec, objąć i nigdy już nie wypuścić ze swoich ramion,
lecz wtedy podeszła do niego drobna blondynka odgarniając jego włosy i
wpatrzona w niego niczym obraz.
-Luis
wygląda wspaniale ze swoją żoną. –Odezwała się pani Wałaszkowska, podchodząc do
Elżbiety, uśmiechając się niczym dobrotliwa gospodyni.
Nie
potrafiła skonstruować logicznej odpowiedzi. Zamiast tego stała wpatrzona w
młode małżeństwo, czując jak jej serce roztrzaskuje się na tysiące kawałeczków
po zderzeniu z szarą rzeczywistością. Kierując się swoimi uczuciami wybiegła z
domu, nie zważając na to, co ludzie mogą pomyśleć.
Wspomnienia tamtego
wieczoru wciąż wywoływały w niej przeraźliwy ból. Zwłaszcza ich ostatnia
rozmowa, w ogrodzie pani Wałaszkowskiej, gdy próbował wytłumaczyć się i
oferował dozgonną przyjaźń. Nawet teraz, gdy on całkowicie zniszczył jej serce,
te połamane resztki wciąż pałały do niego niezmierną miłością. Największym
przekleństwem w jej życiu był mężczyzna jej życia.
Próbując oderwać się
od przeszłości, podniosła wzrok. Naprzeciw niej stał dostojny, dorosły, biały
jeleń. Mogła przysiąc, że patrzy wprost na nią swoimi paciorkowatymi oczyma.
Elżbieta samoistnie wyciągnęła rękę po aparat, zastanawiając się kiedy i skąd
podszedł do niej tak blisko. Zrobiwszy kilka zdjęć, chciała je zobaczyć na
wyświetlaczu, wyglądały zdumiewająco dobrze. Uśmiechnęła się do siebie, jednak
szczęście wciąż jej sprzyjało. Spotkanie tak specyficznego zwierzęcia było
wyjątkowym fartem.
Spojrzała przed
siebie, podziwiała w ciszy dzikie zwierzę.
Życie toczyło się
dalej, bez niego.
A ona pozostała ze
swoimi ukochanymi kwiatami oraz fotografią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz