sobota, 9 kwietnia 2016

,,Ogród pełen czerwonych i czarnych róż"

Przedstawiamy wam opowiadanie Anety Krzemińskiej ,,Ogród pełen czerwonych i czarnych róż". Serdecznie zapraszamy do czytania o raz pozostawienia później swoich wrażeń po przeczytaniu!

~ ~ ~

Siedziałam na kamiennej ławce w ogrodzie pełnym czerwonych i czarnych róż. Przez zachmurzone niebo przedzierały się nieśmiałe promyki zachodzącego słońca, a on był tam ze mną. Widziałam go. Przechadzał się po ogrodzie i obdarzał mnie swoim tajemniczym uśmiechem. Wiem, że był przy mnie. Nie wierzę ludziom w białych fartuchach, którzy przekonują mnie, że było inaczej.
            Patrzyłam w dal. Obserwowałam płynące po niebie chmury. I wpatrywałam się w las znajdujący się za ogrodem. Pomiędzy czarnymi pniami zobaczyłam cień człowieka. Postać zmierzała w moją stronę. Z każdym krokiem był coraz bardziej wyraźny. Można już było rozpoznać osobę. Zbliżał się do mnie mężczyzna, który zawsze wywoływał u mnie szybsze bicie serca i płytki oddech. Był dla mnie jak promyki słońca w pochmurny dzień. Rozświetlał moje życia, a w duszy budził przyjemne uczucie radości. Od początku wiedziałam, że to on, Patryk, mój Anioł Stróż.
            Szedł w moją stronę, a ja przyglądałam się jego kocim ruchom i doskonałym rysom twarzy. Moje szczęśliwe serce drgało, kiedy patrzyłam na mojego anioła. Miał piękne brązowe włosy i jasne niebieskie oczy, w których ukrył się cały błękit mojego nieba. Usiadł koło mnie na ławce łapiąc mnie za rękę. Uwielbiałam jego delikatny dotyk. Przysunęłam się do niego a on objął mnie swoimi silnymi ramionami. Nie mówiliśmy nic. Patrzyliśmy tylko przed siebie kontemplując zachodzące słońce. Zasnęłam wtulona w mojego ukochanego.
            Obudził mnie brutalnie jasny blask lampy. Leżałam zupełnie sama. Nie rozumiałam czemu wciąż mnie zostawiał w tym białym pustym pokoju z kratą w niewielkim oknie, przez które mogłam dostrzec jedynie fragment ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż. Dlaczego wciąż odchodził? Zamyślona zwinęłam się w kłębek i próbowałam wszystko sobie wyjaśnić. Ciągle zadawałam sobie pytanie: Gdzie jestem i co ja tu robię? Nie wiedziałam gdzie na mapach szukać tego budynku i ogrodu. Może wcale nie było tych miejsc na żadnych planach ani kartach historii. Może istniały tylko w mojej wyobraźni? A może to tylko jeden długi przerażający sen, z którego nie potrafię się obudzić?
            Gdy tak leżałam znowu przyszli ONI, ludzie w białych fartuchach. Mówili mi tak dużo różnych rzeczy. Mówili o sprawach, o których sami nic nie wiedzieli. Próbowali zmienić moją rzeczywistość, zachwiać mój tok myślenia. Próbowali obrócić w pył cały mój świat. Zarzucali mi kłamstwa. Jeden z nich podniósł mnie z łóżka. Nie stawiałam oporu. Wiedziałam co mnie czeka. Kolejna rozmowa z człowiekiem, który był szefem moich prześladowców. Zaprowadzili mnie do pokoju, który wyglądał o niebo lepiej od tego, w którym spałam. Znajdowało się tam duże biurko, za którym miejsce znajdował duży wygodny fotel, na którym już siedział mój rozmówca. Usadzono mnie na twardym krześle po drugiej stronie. W dalszej części pokoju mogłam dostrzec regał zastawiony grubymi naukowymi książkami, których tytułów nawet nie rozumiałam. Wiele bym jednak dała za możliwość otrzymania jednej z moich ukochanych książek. Czas w białym pokoju bardzo się dłużył. Nie miałam żadnych rozrywek poza ogrodem.
- Emilio, czy wiesz, dlaczego tutaj jesteś? – powiedział mężczyzna, kiedy pozostali ludzie w białych fartuchach opuścili pomieszczenie. Był gotowy wbić w moje serce kolejne ostre sztylety słów. Milczałam, nie chciałam z nimi rozmawiać. Znałam prawdę, a oni wszyscy kłamali. Mówili, że jestem zamknięta w sobie, ale co oni mogli wiedzieć. Nie znali mnie, nie wiedzieli kim jestem.
- Emilko, Patryk zmarł. Nie pamiętasz? Był wypadek samochodowy. On prowadził. W jego samochód uderzyła ciężarówka. Byłaś przy śmierci chłopaka. Trzymałaś go za rękę. Zmarł w twoich ramionach. Musisz to pamiętać.
            Nie chciałam tego słuchać. Nie pamiętałam. Milczałam tylko, czekając aż mężczyzna skończy swoją przemowę i pozwoli mi odejść. Jego słowa sprawiały mi ból. Czasami miałam wrażenie, że to miejsce, ci ludzie, to wszystko to jakiś żart, że gdzieś tam była ukryta kamera. A oni chcą się tylko ze mnie pośmiać. Chcą zrobić ze mnie wariatkę. A może nie? Może nie muszą? Może ja jestem wariatką? Ale Patryk przecież często przychodził do ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż, gdzie się spotykaliśmy i przeżywaliśmy razem piękne chwile, takie realne i rzeczywiste.
            Ludzie w białych fartuchach często do mnie przychodzili, aby zabrać mnie na kolejne rozmowy. Opowiadali niestworzone historie. Dlaczego tak mnie ranili? Znowu zmusili mnie do płaczu. Może właśnie o to im chodziło, o moje łzy? Nie wiedziałam tego. Płakałam długo, bardzo długo. Tęskniłam za Patrykiem. Pragnęłam tylko znów go zobaczyć. Znów go przytulić. Płakałam dalej…
            Tego dnia stałam oparta o pień drzewa i czekałam na ukochanego. Nie przyszedł… Trwałam tak jeszcze jakiś czas, po czym z bezsilności opadłam na ziemię. Oczy piekły mnie od łez. Moje dłonie natrafiły na coś twardego i ostrego. Rozbite szkło. Podniosłam jeden z odłamków i przyjrzałam się jego ostrym krawędziom, które błyszczały w promieniach słońca. Mój wzrok spoczął na jasnej skórze nadgarstka. Potem zobaczyłam czerwoną kreskę pojawiającą się na moim ręku. Napełniała się krwią, która zaczynała wypływać z mojego ciała, a jej krople spadały i kolorowały trawę na czerwono.
            Nagle moje ciało dotknęło zimnych płytek podłogi pokoju z kratami
w oknie. Poczułam piekący ból w nadgarstku. Spostrzegłam kałużę czerwonej cieczy, która zabarwiła mój świat. Pojawili się ludzie w białych fartuchach. Znowu przyszli. Byli wszędzie i widzieli wszystko. Szkoda tylko, że nie mogli dostrzec ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż… ani Patryka. Zrobiło się zamieszanie jak na targu. Krzyczeli i biegali. Wiedziałam, ze pobiegli też po swojego szefa. Jeden z tych okrutnych ludzi trzymał coś
w ręku. Była to strzykawka. Poczułam lekkie ukłucie i… nie wiem co się stało. Obudziłam się potem, a moje dłonie i stopy były unieruchomione. Czułam jak coś wrzyna mi się w skórę na nadgarstkach i kostkach. Leżałam przywiązana do twardego łóżka skórzanymi pasami.
            Chciałam, by Patryk był teraz przy mnie. Pragnęłam jego obecności. Ogród pełen czerwonych i czarnych róż był jedynym miejscem, w którym mogliśmy się spotykać, a ja nie mogłam się nawet poruszyć by tam dotrzeć. Szarpałam się. Chciałam się uwolnić. Jeden z krępujących mnie więzów puścił, a ja byłam już w piękniejszym miejscu.
            Moje stopy stąpały już po zielonej trawie, czułam zapach róż i wolności. Wtedy zobaczyłam Patryka. Serce drgnęło mi z radości i miłości na jego widok. Siedział na kamiennej ławce i patrzył w moją stronę. Zrobiłam kilka radosnych kroków, lecz zatrzymałam się niepewnie, gdy zobaczyłam łzy na jego policzku. Płakał? Dlaczego? Wstał i podszedł do mnie. Popatrzył w moje oczy z miłością i smutkiem. Podniosłam dłoń do policzka mojego ukochanego i otarłam z niego łzę. Jego silne ramiona przyciągnęły mnie, a on mocno mnie przytulił. Cudownie było znów być tak blisko anioła, czuć jego oddech na swojej szyi, a nozdrzami wdychać słodką woń jego ciała. Niemal straciłam kontakt
z rzeczywistością, gdy nagle usłyszałam głos Patryka.
            - Emilio? Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego się zraniłaś?
            - Nie przyszedłeś do mnie.
            - Nie chciałaś żebym przychodził. Zawsze, gdy naprawdę pragniesz mnie ujrzeć jestem przy tobie. Czasami możesz o tym nie wiedzieć, ale ciągle jestem tuż obok ciebie. -  patrzyłam w oczy mojego chłopaka i widziałam w nich ogromny ból i tęsknotę. Po policzku pociekła mi łza. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
            - Chcę umrzeć. – powiedziałam.
            - Dlaczego, kochana?
            - Tutaj, na ziemi, nic nie jest pewne. Często nie potrafimy odróżnić dobra od zła. Musimy wybierać pomiędzy złym, a gorszym. Czasem wydaje się nam, że postępujemy właściwie, ale przynosi to niepożądane konsekwencje. Kiedy umrę wszystko stanie się jasne. Wszystko będzie prostsze. Do wyboru są tylko trzy opcje. Niebo… Piekło… Czyściec, z którego idzie się tylko do Nieba… Tam nie będzie niepewności… Nie chcę tutaj żyć. Nie mam siły już siedzieć w tym białym pokoju. Mam dosyć ludzi w białych fartuchach.
            - Kocham cię, Emili. Kocham tylko ciebie. Jesteś moim światełkiem, moim promykiem nadziei. Zostańmy razem na wieki wieków. Zabijmy się więc razem. Przynieś to szkło. Zróbmy to. Nie będziemy musieli się wtedy rozstawać. Będziemy zmierzali przez świat trzymając się za ręce, niewidoczni w wielkim tłumie. Będziemy tylko dla siebie aż do końca świata. I nie będzie niepewności. Teraz muszę już iść, ale wrócę i obiecuję, że nigdy więcej cię już nie zostawię. Kocham cię. Rozumiesz?
            Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Pokiwałam tylko głową, a on przelotnie pocałował mnie w policzek i odszedł w stronę drzew. Nie opuściłam ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż. Chciałam się z nim pożegnać, bo wiedziałam, że nie zobaczę go nigdy więcej. Położyłam się na trawie i szeroko rozłożyłam ramiona. Delikatne promyki słońca lekko łaskotały moją twarz. Wdychałam zapach trawy i życia. Patryk specjalnie zostawił mnie tutaj samą. Wiedział, jak bardzo jestem przywiązana do tego miejsca. Wiedział, że cenię czasem chwilę samotności. Wstałam i zaczęłam chodzić po ogrodzie zrywając róże. Ułożyłam z nich bukiet i położyłam go na kamiennej ławce obok przyniesionych tu wcześniej odłamków szkła. Snułam się po ogrodzie jak we śnie.
            Zobaczyłam jak idzie w moją stronę. Kiedy przechodził obok mnie chwycił moją dłoń i razem usiedliśmy na trawie obok kamiennej ławki wśród kwiatów. Patryk popatrzył na zebrane przeze mnie róże. Uśmiechnął się. Wziął jedną z nich i wplótł ją w moje długie czarne włosy. Przez przypadek rozsypałam pozostałe róże. Mój kochany popatrzył na mnie i uśmiechnął się zachęcająco. Dodał mi tym otuchy i odwagi. Położył mi na wyciągniętą dłoń ostry odłamek szkła, a sam wziął kolejny. Ścisnęłam go i z uśmiechem powiedziałam:
            - Kocham cię, Patryku. Do zobaczenia po drugiej stronie.

            Nie bolało, wcale. Byłam szczęśliwa, gdy z moich żył wypływał życiodajny płyn. W jego objęciach uchodziło ze mnie życie. Umierałam w ogrodzie pełnym czerwonych i czarnych róż.

* * *

- Emilka nie żyje! – do gabinetu szpitala psychiatrycznego wpadła przerażona stażystka.
- Jaka Emilka? Co ty opowiadasz? – zapytał zdziwiony lekarz siedzący za biurkiem.
            - Emilia Kowalska. Ta od tych róż. Poszłam do jej sali, aby dać jej leki i zobaczyłam ją na podłodze w kałuży krwi.
            Zdziwiony lekarz poszedł do pokoju dziewczyny i zobaczył martwą Emilię Kowalską. Na jej martwych nadgarstkach widać było głębokie cięte rany, a dookoła rozlewała się czerwona kałuża. Dziewczyna wyglądała tak jakby umarła obejmując kogoś kogo lekarze nie mogli zobaczyć, ale Emilia widziała tą osobę. W największe zdumienie wprawiła psychiatrów i lekarzy wpleciona we włosy delikatna czerwona róża oraz czarna skąpana w kałuży krwi.
            Emilia Kowalska popełniła samobójstwo w dniu swoich dwudziestych urodzin w szpitalu psychiatrycznym. Na pogrzeb nie przyszło wiele osób. Wszyscy, którzy przybyli pożegnać się z dziewczyną zapamiętali jednak osobliwą postać w długim czarnym płaszczu z kapturem. Sprawiała wrażenia jakby była tylko cieniem człowieka. Nikt nie widział jej twarzy. Nie wiadomo nawet jakiej była płci. Postać po ceremonii jako ostatnia podeszła do grobu i położyła na nim splecione ze sobą czerwoną i czarną różę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz