Przedstawiamy wam opowiadanie Anety Krzemińskiej ,,Ogród pełen czerwonych i czarnych róż". Serdecznie zapraszamy do czytania o raz pozostawienia później swoich wrażeń po przeczytaniu!
~ ~ ~
Siedziałam na kamiennej
ławce w ogrodzie pełnym czerwonych i czarnych róż. Przez zachmurzone niebo
przedzierały się nieśmiałe promyki zachodzącego słońca, a on był tam ze mną.
Widziałam go. Przechadzał się po ogrodzie i obdarzał mnie swoim tajemniczym
uśmiechem. Wiem, że był przy mnie. Nie wierzę ludziom w białych fartuchach,
którzy przekonują mnie, że było inaczej.
Patrzyłam w dal. Obserwowałam płynące po niebie chmury. I
wpatrywałam się w las znajdujący się za ogrodem. Pomiędzy czarnymi pniami
zobaczyłam cień człowieka. Postać zmierzała w moją stronę. Z każdym krokiem był
coraz bardziej wyraźny. Można już było rozpoznać osobę. Zbliżał się do mnie
mężczyzna, który zawsze wywoływał u mnie szybsze bicie serca i płytki oddech. Był
dla mnie jak promyki słońca w pochmurny dzień. Rozświetlał moje życia, a w
duszy budził przyjemne uczucie radości. Od początku wiedziałam, że to on,
Patryk, mój Anioł Stróż.
Szedł w moją stronę, a ja przyglądałam się jego kocim
ruchom i doskonałym rysom twarzy. Moje szczęśliwe serce drgało, kiedy patrzyłam
na mojego anioła. Miał piękne brązowe włosy i jasne niebieskie oczy, w których
ukrył się cały błękit mojego nieba. Usiadł koło mnie na ławce łapiąc mnie za
rękę. Uwielbiałam jego delikatny dotyk. Przysunęłam się do niego a on objął
mnie swoimi silnymi ramionami. Nie mówiliśmy nic. Patrzyliśmy tylko przed
siebie kontemplując zachodzące słońce. Zasnęłam wtulona w mojego ukochanego.
Obudził mnie brutalnie jasny blask lampy. Leżałam
zupełnie sama. Nie rozumiałam czemu wciąż mnie zostawiał w tym białym pustym
pokoju z kratą w niewielkim oknie, przez które mogłam dostrzec jedynie fragment
ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż. Dlaczego wciąż odchodził? Zamyślona
zwinęłam się w kłębek i próbowałam wszystko sobie wyjaśnić. Ciągle zadawałam
sobie pytanie: Gdzie jestem i co ja tu
robię? Nie wiedziałam gdzie na mapach szukać tego budynku i ogrodu. Może
wcale nie było tych miejsc na żadnych planach ani kartach historii. Może
istniały tylko w mojej wyobraźni? A może to tylko jeden długi przerażający sen,
z którego nie potrafię się obudzić?
Gdy tak leżałam znowu przyszli ONI, ludzie w białych
fartuchach. Mówili mi tak dużo różnych rzeczy. Mówili o sprawach, o których sami
nic nie wiedzieli. Próbowali zmienić moją rzeczywistość, zachwiać mój tok
myślenia. Próbowali obrócić w pył cały mój świat. Zarzucali mi kłamstwa. Jeden
z nich podniósł mnie z łóżka. Nie stawiałam oporu. Wiedziałam co mnie czeka.
Kolejna rozmowa z człowiekiem, który był szefem moich prześladowców.
Zaprowadzili mnie do pokoju, który wyglądał o niebo lepiej od tego, w którym
spałam. Znajdowało się tam duże biurko, za którym miejsce znajdował duży
wygodny fotel, na którym już siedział mój rozmówca. Usadzono mnie na twardym
krześle po drugiej stronie. W dalszej części pokoju mogłam dostrzec regał
zastawiony grubymi naukowymi książkami, których tytułów nawet nie rozumiałam.
Wiele bym jednak dała za możliwość otrzymania jednej z moich ukochanych
książek. Czas w białym pokoju bardzo się dłużył. Nie miałam żadnych rozrywek
poza ogrodem.
-
Emilio, czy wiesz, dlaczego tutaj jesteś? – powiedział mężczyzna, kiedy
pozostali ludzie w białych fartuchach opuścili pomieszczenie. Był gotowy wbić w
moje serce kolejne ostre sztylety słów. Milczałam, nie chciałam z nimi
rozmawiać. Znałam prawdę, a oni wszyscy kłamali. Mówili, że jestem zamknięta w
sobie, ale co oni mogli wiedzieć. Nie znali mnie, nie wiedzieli kim jestem.
-
Emilko, Patryk zmarł. Nie pamiętasz? Był wypadek samochodowy. On prowadził. W
jego samochód uderzyła ciężarówka. Byłaś przy śmierci chłopaka. Trzymałaś go za
rękę. Zmarł w twoich ramionach. Musisz to pamiętać.
Nie chciałam tego słuchać. Nie pamiętałam. Milczałam
tylko, czekając aż mężczyzna skończy swoją przemowę i pozwoli mi odejść. Jego
słowa sprawiały mi ból. Czasami miałam wrażenie, że to miejsce, ci ludzie, to
wszystko to jakiś żart, że gdzieś tam była ukryta kamera. A oni chcą się tylko
ze mnie pośmiać. Chcą zrobić ze mnie wariatkę. A może nie? Może nie muszą? Może
ja jestem wariatką? Ale Patryk przecież często przychodził do ogrodu pełnego
czerwonych i czarnych róż, gdzie się spotykaliśmy i przeżywaliśmy razem piękne
chwile, takie realne i rzeczywiste.
Ludzie w białych fartuchach często do mnie przychodzili,
aby zabrać mnie na kolejne rozmowy. Opowiadali niestworzone historie. Dlaczego
tak mnie ranili? Znowu zmusili mnie do płaczu. Może właśnie o to im chodziło, o
moje łzy? Nie wiedziałam tego. Płakałam długo, bardzo długo. Tęskniłam za
Patrykiem. Pragnęłam tylko znów go zobaczyć. Znów go przytulić. Płakałam dalej…
Tego dnia stałam oparta o pień drzewa i czekałam na
ukochanego. Nie przyszedł… Trwałam tak jeszcze jakiś czas, po czym z
bezsilności opadłam na ziemię. Oczy piekły mnie od łez. Moje dłonie natrafiły
na coś twardego i ostrego. Rozbite szkło. Podniosłam jeden z odłamków i
przyjrzałam się jego ostrym krawędziom, które błyszczały w promieniach słońca.
Mój wzrok spoczął na jasnej skórze nadgarstka. Potem zobaczyłam czerwoną kreskę
pojawiającą się na moim ręku. Napełniała się krwią, która zaczynała wypływać z
mojego ciała, a jej krople spadały i kolorowały trawę na czerwono.
Nagle moje ciało dotknęło zimnych płytek podłogi pokoju z
kratami
w oknie. Poczułam piekący ból w nadgarstku. Spostrzegłam kałużę czerwonej cieczy, która zabarwiła mój świat. Pojawili się ludzie w białych fartuchach. Znowu przyszli. Byli wszędzie i widzieli wszystko. Szkoda tylko, że nie mogli dostrzec ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż… ani Patryka. Zrobiło się zamieszanie jak na targu. Krzyczeli i biegali. Wiedziałam, ze pobiegli też po swojego szefa. Jeden z tych okrutnych ludzi trzymał coś
w ręku. Była to strzykawka. Poczułam lekkie ukłucie i… nie wiem co się stało. Obudziłam się potem, a moje dłonie i stopy były unieruchomione. Czułam jak coś wrzyna mi się w skórę na nadgarstkach i kostkach. Leżałam przywiązana do twardego łóżka skórzanymi pasami.
w oknie. Poczułam piekący ból w nadgarstku. Spostrzegłam kałużę czerwonej cieczy, która zabarwiła mój świat. Pojawili się ludzie w białych fartuchach. Znowu przyszli. Byli wszędzie i widzieli wszystko. Szkoda tylko, że nie mogli dostrzec ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż… ani Patryka. Zrobiło się zamieszanie jak na targu. Krzyczeli i biegali. Wiedziałam, ze pobiegli też po swojego szefa. Jeden z tych okrutnych ludzi trzymał coś
w ręku. Była to strzykawka. Poczułam lekkie ukłucie i… nie wiem co się stało. Obudziłam się potem, a moje dłonie i stopy były unieruchomione. Czułam jak coś wrzyna mi się w skórę na nadgarstkach i kostkach. Leżałam przywiązana do twardego łóżka skórzanymi pasami.
Chciałam, by Patryk był teraz przy mnie. Pragnęłam jego
obecności. Ogród pełen czerwonych i czarnych róż był jedynym miejscem, w którym
mogliśmy się spotykać, a ja nie mogłam się nawet poruszyć by tam dotrzeć.
Szarpałam się. Chciałam się uwolnić. Jeden z krępujących mnie więzów puścił, a
ja byłam już w piękniejszym miejscu.
Moje stopy stąpały już po zielonej trawie, czułam zapach
róż i wolności. Wtedy zobaczyłam Patryka. Serce drgnęło mi z radości i miłości
na jego widok. Siedział na kamiennej ławce i patrzył w moją stronę. Zrobiłam
kilka radosnych kroków, lecz zatrzymałam się niepewnie, gdy zobaczyłam łzy na
jego policzku. Płakał? Dlaczego? Wstał i podszedł do mnie. Popatrzył w moje
oczy z miłością i smutkiem. Podniosłam dłoń do policzka mojego ukochanego i
otarłam z niego łzę. Jego silne ramiona przyciągnęły mnie, a on mocno mnie
przytulił. Cudownie było znów być tak blisko anioła, czuć jego oddech na swojej
szyi, a nozdrzami wdychać słodką woń jego ciała. Niemal straciłam kontakt
z rzeczywistością, gdy nagle usłyszałam głos Patryka.
z rzeczywistością, gdy nagle usłyszałam głos Patryka.
- Emilio? Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego się zraniłaś?
- Nie przyszedłeś do mnie.
- Nie chciałaś żebym przychodził. Zawsze, gdy naprawdę
pragniesz mnie ujrzeć jestem przy tobie. Czasami możesz o tym nie wiedzieć, ale
ciągle jestem tuż obok ciebie. - patrzyłam
w oczy mojego chłopaka i widziałam w nich ogromny ból i tęsknotę. Po policzku
pociekła mi łza. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Chcę umrzeć. – powiedziałam.
- Dlaczego, kochana?
- Tutaj,
na ziemi, nic nie jest pewne. Często nie potrafimy odróżnić dobra od zła.
Musimy wybierać pomiędzy złym, a gorszym. Czasem wydaje się nam, że postępujemy
właściwie, ale przynosi to niepożądane konsekwencje. Kiedy umrę wszystko stanie
się jasne. Wszystko będzie prostsze. Do wyboru są tylko trzy opcje. Niebo…
Piekło… Czyściec, z którego idzie się tylko do Nieba… Tam nie będzie
niepewności… Nie chcę tutaj żyć. Nie mam siły już siedzieć w tym białym pokoju.
Mam dosyć ludzi w białych fartuchach.
- Kocham cię, Emili. Kocham tylko ciebie. Jesteś moim
światełkiem, moim promykiem nadziei. Zostańmy razem na wieki wieków. Zabijmy
się więc razem. Przynieś to szkło. Zróbmy to. Nie będziemy musieli się wtedy
rozstawać. Będziemy zmierzali przez świat trzymając się za ręce, niewidoczni w
wielkim tłumie. Będziemy tylko dla siebie aż do końca świata. I nie będzie
niepewności. Teraz muszę już iść, ale wrócę i obiecuję, że nigdy więcej cię już
nie zostawię. Kocham cię. Rozumiesz?
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Pokiwałam tylko głową,
a on przelotnie pocałował mnie w policzek i odszedł w stronę drzew. Nie
opuściłam ogrodu pełnego czerwonych i czarnych róż. Chciałam się z nim pożegnać,
bo wiedziałam, że nie zobaczę go nigdy więcej. Położyłam się na trawie i
szeroko rozłożyłam ramiona. Delikatne promyki słońca lekko łaskotały moją
twarz. Wdychałam zapach trawy i życia. Patryk specjalnie zostawił mnie tutaj
samą. Wiedział, jak bardzo jestem przywiązana do tego miejsca. Wiedział, że
cenię czasem chwilę samotności. Wstałam i zaczęłam chodzić po ogrodzie zrywając
róże. Ułożyłam z nich bukiet i położyłam go na kamiennej ławce obok przyniesionych
tu wcześniej odłamków szkła. Snułam się po ogrodzie jak we śnie.
Zobaczyłam jak idzie w moją stronę. Kiedy przechodził
obok mnie chwycił moją dłoń i razem usiedliśmy na trawie obok kamiennej ławki
wśród kwiatów. Patryk popatrzył na zebrane przeze mnie róże. Uśmiechnął się. Wziął
jedną z nich i wplótł ją w moje długie czarne włosy. Przez przypadek rozsypałam
pozostałe róże. Mój kochany popatrzył na mnie i uśmiechnął się zachęcająco.
Dodał mi tym otuchy i odwagi. Położył mi na wyciągniętą dłoń ostry odłamek
szkła, a sam wziął kolejny. Ścisnęłam go i z uśmiechem powiedziałam:
- Kocham cię, Patryku. Do zobaczenia po drugiej stronie.
Nie bolało, wcale. Byłam szczęśliwa, gdy z moich żył
wypływał życiodajny płyn. W jego objęciach uchodziło ze mnie życie. Umierałam w
ogrodzie pełnym czerwonych i czarnych róż.
* * *
-
Emilka nie żyje! – do gabinetu szpitala psychiatrycznego wpadła przerażona
stażystka.
-
Jaka Emilka? Co ty opowiadasz? – zapytał zdziwiony lekarz siedzący za biurkiem.
- Emilia Kowalska. Ta od tych róż. Poszłam do jej sali,
aby dać jej leki i zobaczyłam ją na podłodze w kałuży krwi.
Zdziwiony lekarz poszedł do pokoju dziewczyny i zobaczył
martwą Emilię Kowalską. Na jej martwych nadgarstkach widać było głębokie cięte
rany, a dookoła rozlewała się czerwona kałuża. Dziewczyna wyglądała tak jakby
umarła obejmując kogoś kogo lekarze nie mogli zobaczyć, ale Emilia widziała tą
osobę. W największe zdumienie wprawiła psychiatrów i lekarzy wpleciona we włosy
delikatna czerwona róża oraz czarna skąpana w kałuży krwi.
Emilia Kowalska popełniła samobójstwo w dniu swoich
dwudziestych urodzin w szpitalu psychiatrycznym. Na pogrzeb nie przyszło wiele
osób. Wszyscy, którzy przybyli pożegnać się z dziewczyną zapamiętali jednak
osobliwą postać w długim czarnym płaszczu z kapturem. Sprawiała wrażenia jakby
była tylko cieniem człowieka. Nikt nie widział jej twarzy. Nie wiadomo nawet
jakiej była płci. Postać po ceremonii jako ostatnia podeszła do grobu i
położyła na nim splecione ze sobą czerwoną i czarną różę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz